piątek, 6 grudnia 2013

Diamonds are a girl's best friends

Szlagwort z tej słynnej piosenki, wykonywanej przez Marilyn Monroe w filmie "Mężczyźni wolą blondynki" często kołacze mi się w głowie, ilekroć złapie mnie chandra, dopadnie jesienny spleen.  
https://www.youtube.com/watch?v=s4pfLqceYB8 (dominoes37).
Skąd jednak wziąć prawdziwe brylanty, a raczej kogo na nie stać? Niestety, wydaje się, że są tak nieosiągalne i cenne, jak i równie rzadkie, co prawdziwe blondynki:) 

W takich momentach na poprawienie sobie nastroju sięgam po pudełko  z gromadzonymi od dawna kamykami i błyskotkami. Dotykanie ich, napawanie się ich urodą, blaskiem sprawiają mi niemal fizyczną przyjemność. Wyobrażam sobie, jak swoją magią i zamkniętą w sobie energią pozwalają rozkwitać kobiecej urodzie, żeby lśniła jak brylant.

Lubię oglądać biżuterię prezentowaną w internecie, przeglądać tutoriale, podglądać metody i techniki jej tworzenia. Fascynują mnie i inspirują dokonania innych ludzi, podziwiam ich talent i wyobraźnię.

Czasami zwieńczeniem tych marzeń, inspiracji oraz fascynacji bywają naszyjnik, bądź bransoletka. Na przykład taka, jak poniżej.

Wykonana z kryształków w kolorze delikatnego różu, przezroczystych i matowych, nanizanych na żyłkę, zakończoną metalowym zapięciem. Przez zaprzyjaźnioną blondynkę o artystycznej duszy nazwana została "bransoletką elfa" :).







Ostatnio urzekły mnie uroda i właściwości labradorytów. 
Te niezwykłe kamienie, choć same kruche i delikatne, chronią nasze ciało i emocje. Oczyszczą z toksyn, pobudzą do działania, nieśmiałym dodadzą odwagi i animuszu, wyzwolą pozytywną energię oraz ochronią przed jej utratą. Same, aby lśnić i zachwycać urodą, potrzebują energii słonecznej. Wtedy rozkwitają i w pełni prezentują swój urok.

Poniżej w towarzystwie jasno perłowych kulek kociego oka i szklanej perły w kolorze pudrowego różu. Ozdobne metalowe przekładki i zapięcie podkreślają ich wyjątkową urodę i dopełniają całości.


Tutaj natomiast dość duże, owalne bryłki labradorytów połączone z kulkami matowionego, szarego szkła, przedzielonych kulkami niebieskiego agatu.




W pudełku czekają na swoją kolej przepiękne turkusowe szklane kule. Ze względu na swoją strukturę (są wewnątrz spękane), nazywają się z angielska "crackle". Ten spektakularny efekt  uzyskiwany jest w wyniku zanurzenia rozgrzanego szkła w zimnej wodzie. Powierzchnia szkła pozostaje gładka, natomiast środek przypomina trochę spękany kryształ lodu. 

Crakle kuszą, połyskują i wabią. Niestety, mam naturę i usposobienie sroki - zbieram absolutnie wszystkie błyskotki, żeby później godzinami je dotykać i podziwiać.

Poniżej bransoletka, w której kule połączyłam posrebrzanymi rurkami.



Zachwyciły także pewną sympatyczną, młodą osobę i mam nadzieję, że już wkrótce będą je mogła tutaj zaprezentować w nowej odsłonie. 

Sama jestem ciekawa, dokąd zaprowadzi mnie wyobraźnia.

Zamierzam donieść o tym następnym razem, który, mam nadzieję, niebawem nastąpi.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz