środa, 26 listopada 2014

Lola - nestorka kociego rodu

Lola kilka lat temu przyjechała ze swoją ludzką rodziną, samochodem, z Hamburga na wakacje do Polski. I już tam nie wróciła. Nikt nie byłby w stanie znieść jeszcze raz kilkugodzinnych jęków, wrzasków, ślinotoku, zawodzenia, gryzienia prętów kosza i prób ucieczki. Drapała przy tym na oślep i nie dawała się uspokoić. 

Drobna, neurotyczna, bardzo niezależna, trochę dzikuska, z silnym instynktem łowieckim (strzeżcie się ptaszki, krety i inne gryzonie!), z pięknym biało-czarnym futerkiem, łatwo  wtopiła się w lokalny pejzaż. Została u mojej Mamy i szybko zaaklimatyzowała. 

Do dyspozycji dostała przytulny dom, ogromny ogród i regularny las za płotem. I dobrze to wykorzystała, polując i nawiązując romanse z przystojniakami z okolicy, skutkujące , jak można się domyślać, potomstwem.

Pierwszym  potomkiem był Kuba, obecnie ok. 9 letni. 
Kuba


Kuba mieszka w Gdyni. Jest rasowym dachowcem, wielkim kocurem z ponurym, szarozielonym spojrzeniem spod zmarszczonego czoła. Niech nikogo jednak nie zwiedzie niechętna mina i aparycja bandyty. 
Kuba ma łagodny charakter (toleruje inne koty, łatwo się zaprzyjaźnia), docenia towarzystwo ludzi, nawet dzieli z nimi rutynowe zwyczaje, np. wspólne odwiedzanie łazienki o poranku i załatwianie w niej wiadomych potrzeb. 

Jest prawdziwym kocim sybarytą - docenia pełną michę, wygodne miejsce do spania i tzw. święty spokój. Z żelazną konsekwencją i godnym podziwu uporem realizuje swoje cele. 

Dla ich osiągnięcia podejmuje się różnych działań: budzi rano właścicieli , zrazu delikatnie, hipnotyzując śpiących, a gdy to nie przynosi efektu - radykalnie - waleniem w miski. 

Czasami ucieka się do łagodnej manipulacji. Dotyczy to zwłaszcza nie domowników, bo ci są uodpornieni. 

Na gościach trenuje siłę swojego uroku, robi maślane oczy, włazi na ręce, mruczy zalotnie, prowadzi do misek, albo ociera się o szafkę z jedzeniem. Uwielbia koci fastfud! Chociaż wie, że mu nie wolno z powodu uporczywych obstrukcji!

Kuba niestety, nie znosi mieszkania w bloku i od czasu do czasu podejmuje próby ucieczki, nieudane, jak dotąd. Uwielbia wyjeżdżać na wieś i spędzać tam czas wraz z całą kocią ferajną i jednym psem:)

A ja i pozostali członkowie ludzkiego stada uwielbiamy nasze zwierzaki i z pełną świadomością poddajemy się ich urokowi i manipulacjom.

O których postaram się niebawem donieść...

piątek, 13 grudnia 2013

Cytryny, koral i noc Kairu

Dawno temu zakochałam się w cytrynie. Jest coś naprawdę niezwykłego w tym kamieniu o niezwykłej, żółtej, czasami złocistej, pomarańczowej lub żółto mlecznej barwie i połysku.

Cytryn jest odmianą kwarcu i dość rzadkim minerałem. Przypisuje mu się szczególne właściwości i moc. Przede wszystkim ma gwarantować poczucie bezpieczeństwa w sferze materialnej, sprzyjać nowym wyzwaniom, dodawać odwagi, kreatywności, podnosić motywację, poprawiać logiczne myślenie.

Prędzej czy później ta fascynacja musiała zaowocować, co widać na poniższych zdjęciach.

Dama na pierwszym i drugim zdjęciu ma na sobie naszyjnik z polerowanych, nieregularnych brył cytrynu, kul korala oraz posrebrzanych rurek. W uszach srebrne kolczyki z korala i  złotej perły

Zrobiłam ten komplet (plus bransoletka, której nie ma na zdjęciach) na zamówienie. Wiem, że bardzo się spodobał i jest noszony na wszelkie okazje. Moim zdaniem również i komplet biżuterii polubił swoją właścicielkę:), która promienieje i wygląda na szczęśliwą. Wydaje się, że to bardzo udany mariaż.

Dama w cytrynie z koralem

Jeszcze nie powiedziałam wszystkiego w temacie cytrynu....

Poniżej zaś skromny przykład prezentacji owali czarnego onyksu i nocy Kairu. 

Pierwszy jest odmianą chalcedonu i w naturze występuje bardzo rzadko. Spotykany w wyrobach biżuteryjnych i używany do jej wyrobu, na ogół jest odpowiednio spreparowanym agatem. Od wieków uważany za kamień przynoszący szczęście.

Noc Kairu jest pochodną onyksu, kamieniem syntetycznym, co absolutnie nie odejmuje mu uroku i magii. Ma ponoć chronić od złych czarów.

Naszyjnik poniżej zrobiony jest z owali onyksu i nocy Kairu, z dwiema posrebrzanymi, matowymi kulkami dla urozmaicenia. Czarne owale oplecione są beżowo złotymi, drobnymi koralikami.

Onyks, noc Kairu, posrebrzane kulki, drobne koraliki


Podarowałam go przyjaciółce i myślę, że to była bardzo dobra decyzja (zdjęcia poniżej). Powiadają, że ładnemu dobrze we wszystkim. Niemniej satysfakcjonuje fakt, że skromny naszyjnik nie zepsuł wizerunku, ale podkreślił jeszcze typ urody Moniki i jej styl w typie Grace Kelly.

Dziewczyna z onyksem i nocą Kairu:)



Praca z tymi cackami i tworzenie biżuterii sprawiało mi ogromną frajdę. Zadowolenie było tym większe, gdy okazało się, że moje skromne "dzieła" sprawiły innym radość i poprawiły nastrój. 

Mam nadzieję, że przyszłe dokonania także kogoś usatysfakcjonują. 


środa, 11 grudnia 2013

Prawdziwy kot czarownicy


"On wygląda jak prawdziwy kot czarownicy, brakuje tylko miotły i szklanej kuli" powiedziała moja przyjaciółka, historyczka z wykształcenia, specjalistka historii mody i krawiectwa z zamiłowania, handmakerka oraz zaangażowana bloggerka (vestaro.blogspot.com) na widok Lucjana - jednego z kocurów, przedstawiciela mojej fauny domowej.
Lucek
Myślę, że gdyby zrozumiał sens wypowiadanych słów, niewiele by go to obeszło. Jest typowym przedstawicielem swojego gatunku, Prawdziwym Kotem (patrz: Terry Pratchett "Kot w stanie czystym"). Indywidualizm, lekceważący stosunek do rzeczywistości i marności tego świata są wpisane w jego kocią naturę. Za  Pratchettem:
"Prawdziwe koty nigdy nie noszą kokard (chociaż czasami noszą muszki). Ani nie pojawiają się na kartkach świątecznych.
 Ani nie gonią niczego, co ma w środku dzwoneczek.
Prawdziwe koty nie noszą obróż. Ale często się zdarza, że kot Prawdziwy nosi ubranka lalek i siedzi z wyrazem futrzastego debilizmu na pyszczku, podczas gdy mózgiem dokonuje złożonej analizy radarowej bezpośredniego otoczenia. Po czym wykonuje nagle specjalny rodzaj skoku, który w jednym ruchu wyrywa go z kapturka, sukienki i wózka dla lalek. Prawdziwe koty nie zawsze są opanowane. Ani nie są całkiem neurotyczne. Są i takie i takie, całkiem jak ludzie.
Prawdziwe koty jedzą tarty. I podroby. I masło. I wszystko inne, co zostanie na stole, jeśli tylko uznają, że im się uda. Prawdziwe koty słyszą otwieranie drzwi lodówki dwa pomieszczenia dalej."

I do tego bywają humorzaste, obrażalskie i pamiętliwe. I niewiarygodnie uparte i namolne, jeśli im na czymś szczególnie zależy. Luckowi zawsze zależy na fastfudzie w misce(karma z saszetki lub puszki) oraz na mleku, które uwielbia do szaleństwa. Którego jednakowoż pić nie powinien, bo dostaje rozstroju żołądka (szczegółów oszczędzę).

W dążeniu do osiągnięcia opisanych wyżej priorytetów bywa przebiegły, cwany i wyrafinowany. Wita przy łóżku, turla się, robi cielęce oczy i kokietuje, mrucząc zalotnie. Odprowadza do łazienki i cierpliwie pod nią wyczekuje. Gdy ablucje trwają za długo, udaje, że mu nie zależy i odchodzi. Później wraca, kona z głodu, miauczy rozpaczliwie i słania się na łapach. Słyszy nie tylko otwieraną lodówkę, rozpoznaje dźwięk otwieranej butelki lub kartonu z mlekiem. Wówczas doznaje amoku i ze zjeżoną sierścią i obłędem w ślepiach przypuszcza zmasowany szturm. Aż wreszcie osiąga cel - miskę z odrobiną ciepłego mleka (zimnego nie pija, bo dostaje kataru). Potem, z zadowoleniem wypisanym na owłosionym pysku odchodzi, żeby już nie tracić energii po próżnicy. Bywa, że dyskretnie zwraca z trudem zdobyty i zjedzony posiłek w jakimś ustronnym miejscu, np. pod łóżkiem w sypialni. Sam na wszelki wypadek ewakuuje się pod wannę lub do szafy.

Na ogół jest przystojny, szczupły i błyszczący, z zielonymi "latarami" ślepiów jak brylanty. Gdy zdecyduje się opuścić szafę (w której zwykle pomieszkuje) i zaszczyci nas swoją łaskawą obecnością, wymaga 100 % uwagi, nie godzi się na półśrodki i nie można go zignorować. Zaanektuje kolana, położy się na czytanej właśnie książce lub rozciągnie na klawiaturze komputera. Miewa dziwactwa, np. lubi spać w umywalce.



W katalogu odmian kotów Pratcheta, czarne futro Lucka kwalifikowałoby go do odmiany kotów paskudnopyszczkowych, ale różni go stosunek do nadjeżdzających samochodów oraz brak blizn.

Rudy Rudolf jest przy nim uosobieniem taktu, rozwagi i spokoju. Przyniesiony 2 lata temu sprzed bloku, w którym mieszkam, szybko się zadomowił i zaprzyjaźnił z Luckiem.

Rudolf

Rudi ma usposobienie psa - chętnie przychodzi zawołany, siada i kładzie się na polecenie i uwielbia być noszony na rękach, przytulany i tarmoszony. Komunikatywny - wydaje dziesiątki różnych mruków. Ma ambicję, żeby jedzenie z michy wybierać łapą, a nie pożerać paszczą, jak Lucek. 
W ogóle jest dystyngowany, wolno chodzi i ma dostojny wygląd, jak miniaturowy lew. 
Wygląda naprawdę osobliwie, gdy próbuje zmieścić swoje pokaźne cielsko w mały kosz na owoce.


Z uwagi na fakt, że "potrafi rozlewać się podczas snu jak gumowy worek, napełniony rtęcią", można by go zaliczyć do Pratchettowej odmiany kotów z punktów pocztowych.

Obaj bywają manipulujący, cudowni i nieznośni jednocześnie. Ale w takie ciężkie, zimowe dni, gdy za oknem śnieżyca i wichura, te puchate i łaszące się futrzaki, są obok brylantów, także tych sztucznych:), kubka pachnącej latem herbaty z miodem i ciepłego koca prawdziwym wybawieniem i pocieszeniem.

Są pełnoprawnymi członkami mojej rodziny, jedynymi przedstawicielami futrzanej fauny - mąż i syn odpadają w przedbiegach, gdyby stosować kryterium uwłosienia :). 

Lucio i Rudi to wdzięczny temat obserwacji ze względu na porażającą urodę i wdzięk, zabójczą inteligencję oraz arcyskomplikowane osobowości, dlatego też zamierzam dzielić się wrażeniami o nich na tym blogu.

Świat powinien o nich usłyszeć po prostu:).
I jeszcze o Kubie, Loli, Pusiu, maluchach Meli i Felku.
Więc ciąg dalszy nastąpi...


piątek, 6 grudnia 2013

Diamonds are a girl's best friends

Szlagwort z tej słynnej piosenki, wykonywanej przez Marilyn Monroe w filmie "Mężczyźni wolą blondynki" często kołacze mi się w głowie, ilekroć złapie mnie chandra, dopadnie jesienny spleen.  
https://www.youtube.com/watch?v=s4pfLqceYB8 (dominoes37).
Skąd jednak wziąć prawdziwe brylanty, a raczej kogo na nie stać? Niestety, wydaje się, że są tak nieosiągalne i cenne, jak i równie rzadkie, co prawdziwe blondynki:) 

W takich momentach na poprawienie sobie nastroju sięgam po pudełko  z gromadzonymi od dawna kamykami i błyskotkami. Dotykanie ich, napawanie się ich urodą, blaskiem sprawiają mi niemal fizyczną przyjemność. Wyobrażam sobie, jak swoją magią i zamkniętą w sobie energią pozwalają rozkwitać kobiecej urodzie, żeby lśniła jak brylant.

Lubię oglądać biżuterię prezentowaną w internecie, przeglądać tutoriale, podglądać metody i techniki jej tworzenia. Fascynują mnie i inspirują dokonania innych ludzi, podziwiam ich talent i wyobraźnię.

Czasami zwieńczeniem tych marzeń, inspiracji oraz fascynacji bywają naszyjnik, bądź bransoletka. Na przykład taka, jak poniżej.

Wykonana z kryształków w kolorze delikatnego różu, przezroczystych i matowych, nanizanych na żyłkę, zakończoną metalowym zapięciem. Przez zaprzyjaźnioną blondynkę o artystycznej duszy nazwana została "bransoletką elfa" :).







Ostatnio urzekły mnie uroda i właściwości labradorytów. 
Te niezwykłe kamienie, choć same kruche i delikatne, chronią nasze ciało i emocje. Oczyszczą z toksyn, pobudzą do działania, nieśmiałym dodadzą odwagi i animuszu, wyzwolą pozytywną energię oraz ochronią przed jej utratą. Same, aby lśnić i zachwycać urodą, potrzebują energii słonecznej. Wtedy rozkwitają i w pełni prezentują swój urok.

Poniżej w towarzystwie jasno perłowych kulek kociego oka i szklanej perły w kolorze pudrowego różu. Ozdobne metalowe przekładki i zapięcie podkreślają ich wyjątkową urodę i dopełniają całości.


Tutaj natomiast dość duże, owalne bryłki labradorytów połączone z kulkami matowionego, szarego szkła, przedzielonych kulkami niebieskiego agatu.




W pudełku czekają na swoją kolej przepiękne turkusowe szklane kule. Ze względu na swoją strukturę (są wewnątrz spękane), nazywają się z angielska "crackle". Ten spektakularny efekt  uzyskiwany jest w wyniku zanurzenia rozgrzanego szkła w zimnej wodzie. Powierzchnia szkła pozostaje gładka, natomiast środek przypomina trochę spękany kryształ lodu. 

Crakle kuszą, połyskują i wabią. Niestety, mam naturę i usposobienie sroki - zbieram absolutnie wszystkie błyskotki, żeby później godzinami je dotykać i podziwiać.

Poniżej bransoletka, w której kule połączyłam posrebrzanymi rurkami.



Zachwyciły także pewną sympatyczną, młodą osobę i mam nadzieję, że już wkrótce będą je mogła tutaj zaprezentować w nowej odsłonie. 

Sama jestem ciekawa, dokąd zaprowadzi mnie wyobraźnia.

Zamierzam donieść o tym następnym razem, który, mam nadzieję, niebawem nastąpi.